Egzamin
I zdziwił mnie Władek dzisiaj po całości. Poranek zaczął bardzo służbowo. Niczym pani urzędniczka która ma problemy z córką, mężem i psem sąsiadów, która nie odpowiada "dzień dobry" bo nie ma nastroju ale jak Ty jej tego nie powiesz to rozpetą Ci piekło i sprawi że przez tyg czasu nie załatwisz danej sprawy w danym urzędzie. Na moją pierwszą wiadomość odpisał Tak. Zero przywitania, nic. Pomyślałem ok, może gorszy dzień. Zdarza się. Przy kolejnej wiadomości odpowiedz na pytanie. Krótko zwięzłowato, bez zbytniego rozpisywania się. Aaa kolejna widomość rozwaliła mnie na łopatki. Wyglądało to tak że albo Władek został do tego zmuszony ale z niewiadomych przez mnie przyczyn chce zerwać kontakt i ograniczyć się do minimalnego kontaktu z moją osobą. Z początku ta myśl całkowicie do mnie nie dotarła. Dopiero później...
Czekałem na jakąkolwiek wiadomość czy tel, nic. Poczułem się przez chwile (tak sądzę) jak Władek kiedy odzywa się do niego Madzia czy Kuki. Czyli tragicznie. Musiałem pogodzić się z myślą że to koniec naszej znajomości, że zostaje sam z tym całym cieżarem który muszę udzwignąć. Ale pomyślałem że skoro Władek zdecydował to tak musi być. Postanowiłem że pozamykam wszystkie nasze sprawy (zależało mi tylko na płytach i książce). Władek tak się tym przejął że przywiózł mi rzeczy o których pisałem. Chciałem żeby Władeczek też miał coś od mnie. Postanowiłem oddać mu ten zielony krawat który tak mu się podobał. Na szczęście po przyjeździe Władka okazało się to jednym wielkim nieporozumieniem. Wyjaśniliśmy sobie tą sprawę i jest ok. Chodz nie do końca. Bo nie zrozumiałem kilka słów Władka. A dokładniej o głębszy sens ostatniego porannego esa od Władka. I stwierdzenie "...ale włączam hamulce bo za dużo robie kłopotów."
Pozdrawiam tych życzliwych ludzi którzy zawsze wszystko widzą i informują o tym odpowiednie osoby ;) szkoda tylko że w większości na próżno ;]