Niedziele...
“ Niedziele są na tęsknoty, w niedzielach jest coś takiego, że masz ochotę urwać sobie głowę. ” O dziwo zawsze tak miałem. I największy problem niedziel polega na tym że są to niedziele. Nie ma czym rąk zająć. Tyle roboty a ja muszę siedzieć na szanownych czterech literach i nic nie robić.
Coraz częściej mam dejavu. Nie wiem dlaczego jakoś wcześniej nie miałem czegoś takiego tak czesto jak teraz. Minimum raz na tygdzień. Śnił mi się dzisiaj Władeczek...
Wczoraj Marysi zadałem jak że proste pytanie, czy kiedykolwiek myślała o "nas" jako para. Odpowiedz była przecząca, napisała tylko że zastanawiała się czy dał bym radę ją ogarnąć i że nie wyobraża nas sobie jako para bo ma za trudny charakter. I cała moja alternatywa przyszłego życia runeła w gruzach. Zaczynam powoli oswajać się z myślą że muszę iść przez życie samotnie. Cieżko, cholenie cieżko... I jakoś miejsca nie mogę sobie znaleść, film wyłączyłem z wielką irytacją. Myślałem o drzemce ale nie daje rady zasnąć. Miotam się we wszystkie strony.
A Władek? Nie piszę. Mnie blokuje ta myśl żeby nie pogroszyć jego relacji z ciotką. Bo może jeszcze jest. I pierwszy się nie odezwę. Nie chodzi tu o tzw męską dumę. A z tego co pamiętam Władek ma dzisiaj grilla u Kasi... Mam nadzieje że będzie się dobrze bawił.