13
Jednak 13 nie jest pechowa. Przekonałem się o tym. Zgodnie z poleceniem instruktora położyłem się wczoraj wcześniej aby nie wyglądać i nie zachowywać się jak neptyk. Urwana konwersacja, włączenie funkcji przypomnienia o stanie glukozy we krwi i zrobieniu insu. Przebudzenie po 00 cukier insu i wycieczka do toalety zakończona niepowodzeniem i spowrotem lulu. Pobutka 6.30. Zaspany postanowiłem sprawdzić swoje wypociny maturalne. I to zaspanie pozwoliło mi o tym nie myśleć. I co? Zdane! w końcu za 4 razem udało mi się. Po zebraniu wczorajszych jobów od matuli byłem dumny, że w końcu mam to z głowy. To prawie jak z egzaminem na prawo jazdy, tylko przy prawku mniej się czekało na kolejny egzamin i sprawiało to że stres był mniejszy. Info o zdaniu matmy w ciągu kilku minut obiegła cały dom. Wszyscy uśmiech od ucha do ucha.
Odezwała się wczoraj w późnych godzinach była wysłała mi esa z jak dla mnie zbędną informacją o wygraniu jakiegoś filmu na dvd. Mógłbym powiedzieć na ch&%j mi ta informacja? Ale, nie jest dla mnie osobą obojętną więc wdałem się rano w konwersację z nią. Musiałem się pochwalić nowym nabytkiem papierka "świadectwa dojrzałości". W sumie można by powiedzieć że to odpowiednia pora na papier o takiej nazwie.
Marysia, oh Marysia. Na wieść o zdanej maturze cieszyła się prawie tak samo jak ja. Czasem czuje że jest to osobą z którą mógłbym się związać. W chwili obecnej mogę jedynie stwierdzić że zbyt mało czasu by stwierdzić cokolwiek. Nie wiem jak to z jej strony wygląda, co jeśli Marysia robi sobie jakieś nadzieje co do mojej osoby? A ja swoim zachowanie dolewam tylko oliwy do ognia? W zamian za zdanie matury chciałem do niej pojechać, matula wyraziła zgodę. I powiedziała że jak to się w taką strone kręci (powiedziałem że pilnuje mnie z gluko) że może powinienem zaprosić ją na wesele. Opcja nie jest głupia, pod warunkiem że jeśli to co mówi jest prawdą że nie chce się narazie w nic poważnego pakować. Powiedział że musi z mamcią porozmawiać na ten temat. Czas pokaże co będzie. Pojechać na weekend do niej raczej nie pojadę bo ten weekend ma zawalony, w kolejny chyba ja nie będę mógł a 3 to już wesele.
Zdanie egzaminu dało mi kolejną już 3 drogę wyboru a za razem zmusiło mnie do wybrania którejś bo czas ucieka i na coś musiałem się zdecydować. Tak, musiałem bo już wybrałem. I albo nie wiedziałem co robię albo byłem pijany albo jakaś inna możliwość? Wypełniłem formularz zgłoszeniowy na kurs brokera celnego. Warszawa co tyg czasami co dwa. Koszt nie gra roli. Ważne żebym skończył. Co powinno dać mi zatrudnienie.
Władeczek. Aj porobiło się. Nie wiem jak dalej to się potoczy. Nie wiem czemu ale wewnętrzny głos karze mi czekać. I czekam, nie planuje nic poważnego chodz mógłbym, ale zawsze jest jakieś ale jeśli potoczy się w dobrym kierunku to nie chciałbym nikogo skrzywdzić bo wiem że "rzuciłbym" wszystko. Można i tak żyć jak teraz. Źle nie jest. Mam z kim pogadać, co nie pozwala mi zdziczeć i zamknąć się w sobie co wydaje mi się najważniejsze a nad resztą można jakoś z akcentem na jakoś zapanować. Lepiej żebym "zmarnował się" czekając na słuszną sprawę niż skakał z kwiatka na kwiatek raniąc innych.
I pojawia się tajemnica, moja tajemnica. Nie chce zapeszać. Powiedzmy że nazwę ją "aczkolwiek". Co mogę powiedzieć o aczkolwiek, niewiele. Młoda już nie jest. Swoje doświadczenie ma. Napaliłem się strasznie. Wiem że byłbym w stanie przy pomocy jednej osoby sprawić że tańczyłaby jak bym jej zagrał. Musiałbym poświęcić sporo czasu, nerwów a nie ukrywam że wymaga troszkę środków pienieżnych na przygotowanie jej do tego, wkręcenie w temat i finał. Jeśli dojdzie do skutku to radość będzie ogromna. Nie tylko dla mnie ;)
I chyba na tym będę kończył, obiecałem że krótkie nie będzie i chyba nie jest nie wiem.